Syndrom bożonarodzeniowego prezentu

lalka natalia

…czyli dlaczego matki nie walczą o swoje prawa w szpitalach.

Aniołek list zabierał z naszego balkonu. Nigdy nie mogłam wyśledzić, kiedy to robił, ale list zawsze znikał. To było wystarczającym dowodem na to, że Aniołek był tam osobiście, a list trafił do nieba, gdzie inne aniołki krzątały się przy kompletowaniu prezentów dla dzieci na całym świecie.

Potem odliczałam te długie jak wieczność dni do Wigilii Bożego Narodzenia, a szczególnie do tej chwili, kiedy ktoś z Dorosłych po wspólnym pochłonięciu barszczu z uszkami i karpia rzucał: „No, dzieci już się niecierpliwią… Zaśpiewajmy kolędę i zajrzyjmy pod choinkę”.

Pamiętam, że marzyłam kiedyś o bardzo ładnej lalce. Z ciemnymi włosami i błękitną sukienką z połyskującego tiulu. Napisałam o niej Aniołkowi i on mi ją przyniósł. Gdy tylko wstałam w poranek Bożego Narodzenia nie mogłam uwierzyć, że to nie był tylko sen. Ona naprawdę siedziała przy moim łóżku. To, co czułam, to była niezwykle przyjemna mieszanka szczęścia, niedowierzania i „nowości”. Bawiłam się nią ostrożnie, by nie ubrudzić pięknej sukienki. Wiedziałam, że jest moja, ale była jeszcze tak nowa, że nie czułam do niej pełni praw.

Te uczucia wróciły do mnie dwadzieścia lat później. Leżałam na oddziale położniczym kilkanaście godzin po rozwiązaniu. Z powodu trudniejszego porodu umieszczono mnie na sali, na której świeżo upieczone mamy leżały bez dzieci. Położne przynosiły nam nasze noworodki na karmienie.

Za każdym razem, gdy z hukiem otwierały się drzwi, aż podskakiwałam. Miałam nadzieję, że niosą Moją. Tęskniłam za nią, chciałam ją oglądać cały czas. To na nią przecież tyle czekałam, to ją wyobrażałam sobie tysiące razy. W końcu była. A ja czułam, że łamię zasady, zatrzymując ją przy sobie po karmieniu na pół nocy, myślałam: „Super, zapomnieli po nią przyjść”.

To była jakaś paranoja. Nazwałam to moim syndromem bożonarodzeniowego prezentu. Wydawało mi się, że nie mam jeszcze pełni praw do własnego dziecka. Że mogą mi ją zabierać na wiele godzin, a ja nie mam prawa pójść na oddział noworodkowy by znów ją sobie przynieść.

Najciekawsze jest to, że nie tylko ja się tak czułam. Podobne zachowania obserwowałam i wciąż obserwuję u wielu świeżo upieczonych mam.

Ostatnio znajomym urodził się synek. Zaraz po porodzie trafił do inkubatora i trzeba było podawać mu antybiotyki. Przez prawie całą dobę po rozwiązaniu, matka nie tylko go nie zobaczyła, ale nawet nie dostała informacji, jak chłopczyk się czuje. A przecież miała do tego prawo. Ba, lekarze mieli obowiązek jej o tym powiedzieć!

Podobnych historii słyszałam jeszcze wiele i Wy pewnie też niejedną taką znacie.

Drogie przyszłe matki. Walczcie o Wasze dzieci! Macie prawo WIEDZIEĆ, dlaczego dziecko nie jest przy Was. Macie prawo KARMIĆ je piersią i decydować, czy chcecie, by otrzymało sztuczne mleko. Macie prawo PYTAĆ i dowiadywać się jaki jest stan Waszego dziecka. A jeśli lekarz używa niezrozumiałej, medycznej terminologii, domagajcie się powtórzenia i wyjaśnienia.

Choć na początku trudno będzie Wam w to do końca uwierzyć, TO NAPRAWDĘ JEST WASZE DZIECKO i tego prezentu nikt Wam nie odbierze. Nigdy.

2 myśli w temacie “Syndrom bożonarodzeniowego prezentu

  1. Nam małą też zabrali po cc do inkubatora i dali 24 godz później. Na wielokrotne pytania czy mogę zobaczyć małą – zdawkowe odpowiedzi, wymijające. Sama nie mogłam wstać.. w końcu dotreptałam do oddziału noworodkowego zobaczyć małą, a ją wzięli na badania – żadnych informacji nie uzyskałam! W końcu dostałam ją na 2 godz (proszę nakarmić, żadnej pomocy ze strony położnych itd. A ja nie potrafiłam sobie poradzić 😦 A dopiero 3 doby dowiedziałam się że ją karmią butelką (o czym mnie nikt nie poinformował) więc nie trzeba było się dziwić że ode mnie /piersi/ nie chciała. Potem już `tylko` przeboje z nauczeniem ssania z piersi, butelka poszła na bok, ale udało się!

    Polubienie

Dodaj komentarz