Kocham głośne zabawki

glosne zabawki dla malych dzieci

– Zuzia jest chora i pojechała do lekarza – oznajmił którego dnia znajomy swojej dwuletniej córeczce.

Ale to nie była prawda. Zuzia miała się całkiem dobrze. Tylko trochę niewygodnie i ciasno było lalce na najwyższej półce w szafie, między małym pianinkiem a zimowymi swetrami. Co przeskrobała? Zbyt głośno, zbyt długo i przede wszystkim zbyt często się odzywała.

W dzisiejszych czasach synonimem „wypasionej” zabawki jest taka, która śpiewa, rymuje, a przy tym  uczy kolorów, nazw części ciała albo angielskiego. Zazwyczaj wtedy, kiedy zostajemy rodzicami, nasze poglądy ulegają w tej kwestii radykalnej zmianie. Zaczynamy doceniać najprostsze drewniane klocki, lalki, które po prostu wyglądają, misie, które można przytulić bez uruchamiania w nich słowotoku, którego w dodatku nie da się zatrzymać żadnym wyłącznikiem.

I tu wyjścia z sytuacji są trzy. Można czekać, aż nagle padnie bateria. Można zastosować przywołany już manewr naszego znajomego – „na lekarza”. Czasem też zabawki znikają bez listów pożegnalnych i wyjaśnień – to jest właśnie trzecie, najbardziej brutalne rozwiązanie.

Póki co, nie zamierzam odwoływać się do żadnego z nich. Zabawki zostają. I wcale nie chodzi o to, że Ola zaczyna już śpiewać „ABE-ABE”, słysząc wpadający w ucho alfabet, którego uczy ją aż TROJE grających przyjaciół. Nie broni zabawek też to, że Mała wie, gdzie są oczka, uszka, rączki i nóżki.

Tu chodzi wyłącznie o moją własną wygodę.

Znane powiedzenie rodziców brzmi: „jeśli w pokoju dziecka jest cicho, to wiedz, że COŚ się dzieje”. Ciekawe ilu z Was właśnie wspomina, jak po takiej ciszy zastało pokolorowane pisakami ściany, znalazło dziecko na wysokiej półce regału czy parapecie, albo chociaż odkryło swojego malucha nielegalnie pałaszującego biszkopty.

Dlatego kocham ten nasz wstrętny muuuczący i miauuuczący pociąg; pieska, który dużo gada i w dodatku tłumaczy sam siebie na angielski; zegar z śpiewającą kukułką i lalkę gadającą długimi zdaniami o tym gdzie ma rączki, nóżki i uszka. Kocham, bo gdy je słyszę z dziecięcego pokoju, mogę być spokojna, że moje dziecko grzecznie się bawi, a ja mogę zmyć talerz po śniadaniu w kuchni, albo zaścielić łóżko w sypialni. Wtedy wiem, że NIC SIĘ NIE DZIEJE.

Dodaj komentarz