Kto by odmówił?

dziecko karmi lalke

Przyjemniej jest dawać niż dostawać. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Niektórzy nie przyswajają tej umiejętności do końca życia. O naszą córkę jestem jednak spokojny, bo mimo ledwie skończonego roku chętnie dzieli się z innymi. Nasza Olunia wzięła się ostatnio za… dokarmianie taty.

Pewnie dostrzegła, że biedaczek taki zmizerniały, że ojcostwo go wykańcza, że te posiłki dorosłych to chyba jakieś mało pożywne. Co innego jej „papu”.

Odkąd Ola poznała trzy podstawowe litery alfabetu: B, L i W, jedzenie nie stanowi dla niej większego problemu. Siedzi wygodnie w swoim foteliku i albo w milczeniu pochłania kolejne kawałki, albo masując się po brzuszku daje nam znać, że tym razem kuchnia wyjątkowo się spisała. Jej ulubionym daniem jest „fef”, to znaczy chleb; w czołówce są też płatki ryżowe. I właśnie tymi specjałami ostatnio zaczęła mnie dokarmiać. Pardon, czasem trafi mi się też jabłko 😉

Dokarmianie zawsze wygląda tak samo. Mała wcina posiłek, ale gdy tylko mnie dostrzeże to natychmiast wyciąga do mnie ręce z jedzeniem. Grubiaństwem byłoby w takiej sytuacji odmówić, więc zawsze zjem małe co nieco, po czym grzecznie dziękuję. Wtedy Ola daje spokój. Ale dziś nie odpuściła.

Gdy chciałem odejść ona po raz kolejny wyciągnęła do mnie rękę, w której trzymała dwa płatki ryżowe i powiedziała:

– Am!

No tego jeszcze nie było! Musiałem się złamać i zjadłem, a ona najwyraźniej uznała, że taka porcja na kolacje dla tatusia będzie w sam raz. Nie była – ale nie mówicie jej tego.

Musi tylko popracować nad estetyką podawanego jedzenia. Czasami trafiają się specjały nie prosto z talerza, ale już nieco nadgryzione i oślinione, a niekiedy wstępnie przeżute. Ale to bez znaczenia, bo nie od dziś wiadomo, że podane smakuje lepiej.

Dodaj komentarz